Hobby #1.

Agnieszka Król, radzynianka, studentka II roku geodezji, opowiada o swoim hobby- scrapbookingu.


Od czego zaczęło się Twoje zainteresowanie własnoręcznie robionymi rzeczami?

Pierwszy raz z jakimkolwiek rękodziełem miałam do czynienia w wieku około 5 lat, gdy wzięłam ściereczkę do kurzu, szpilkę i nitkę i postanowiłam uszyć ubranko dla mojej maskotki. Mama troszeczkę przerażona tym procederem dała mi do ręki zamiast szpilki igłę i tak to się zaczęło. ;)


A tak całkiem serio… Chyba zawsze lubiłam takie ręczne robótki. Taka się urodziłam. Ciągnęło mnie od dziecka do takich rzeczy. W podstawówce znęcałam się nad mamą, żeby nauczyła mnie robić na drutach. Później na szydełku. Przez pewien czas bawiłam się w robienie biżuterii. Od czasu do czasu robiłam znajomym drobne upominki przeróżnymi technikami. Ale wszystko było tylko chwilowe.
Któregoś dnia mój brat, który właśnie zaangażował się w działalność Radzyńskiego Stowarzyszenia dla Kultury Stuk-Puk powiedział mi, że będą organizowane warsztaty technik artystycznych w Radzyniu, a że byłam przed maturą to niewiele myśląc poszłam. Zawsze lepsze to niż nauka ;) Pierwsze zajęcia były ze scrapbookingu. Myślałam, że przyjdziemy, wysłuchamy wykładu, popatrzymy na pracę i za tydzień może coś tam ruszymy, a tu ku mojemu zaskoczeniu, krótki wstęp i jazda.

Czym jest ogólnie pojmowany scrapbooking i czym konkretnie jest w Twoim wykonaniu?

Czym jest scrapbooking? Z założenia był sztuką ręcznego tworzenia i dekorowania albumów ze zdjęciami i pamiątkami rodzinnymi. Wikipedia mówi, że pierwszymi znanymi scrapbookerami byli Mark Twain i Thomas Jefferson. Aktualnie tą techniką wykonywane jest mnóstwo rzeczy: kartki okolicznościowe, zaproszenia, kalendarze, pudełka, notesy… Co tylko komu przyjdzie do głowy. Ograniczeniem jest jedynie ludzka wyobraźnia.
Ja wbrew definicji zajmuję się kartkami. Chociaż ciągle marzy mi się album rodzinny ;)

Gdzie zdobywasz materiały, z których później wykonujesz kartki?

Niestety w Polsce nie dysponujemy jeszcze typowym stacjonarnym sklepem z materiałami do scrapbookingu. Jest dużo sklepów internetowych, w dużych Empikach przeważnie są stoiska z kolekcjami do scrapbookingu, w Warszawie odkryłam kilka sklepów papierniczych z tego typu rzeczami, jednak naprawdę nie trzeba mieć specjalistycznego sprzętu i materiałów by zrobić coś fajnego. Kilka guzików, kawałek jakiejś koronki, skrawki kolorowego papieru, sznureczek, nożyczki, dobry klej i trochę wyobraźni. Zestaw w sam raz na początek. Z czasem zaczyna się patrzeć na różne rzeczy pod kątem „to może się przydać”. Materiały czekają na każdym kroku – w Biedronce, Lidlu, Empiku, sklepie papierniczym, babcinym koszyku z guzikami, a nawet w ciuchlandzie ;) Ja zaczynałam tak samo. W miarę upływu czasu kolekcja sprzętu i materiałów się powiększa. Moja po dwóch latach nadal jest jeszcze bardzo skromna. Wbrew pozorom to wcale nie musi być bardzo kosztowne hobby.

Czy tworzysz to wszystko tylko dla własnego użytku, czy są może odbiorcy, którzy korzystali z Twojego talentu i robiłaś pewne rzeczy na zamówienie?

Jest zupełnie odwrotnie... Nie miałam jeszcze zupełnie czasu zrobić czegoś dla samej siebie. Pierwszą kartkę zrobiłam dla koleżanki z okazji urodzin. Jako drugie wykonałam pudełeczko-niespodziankę dla mamy. A później… Odzew był już tak duży, że w tym momencie wszystko robię na zamówienie. W ostateczności w ramach prezentu. Dlatego album nadal pozostaje jedynie marzeniem.

Co, oprócz kartek, wyszło spod twoich rąk?

Dwa albumiki, dwa kalendarze i stos zaproszeń ślubnych z winietkami na stół i pudełkiem na koperty dla pary młodej. Niewielki dorobek jak na dwa lata pracy, ale studia mi w tym znacząco przeszkadzają ;)

Wykonanie którego zamówienia sprawiło Ci największą radość, przyjemność?

Trudne pytanie… Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Cieszę się z każdego zamówienia, jakie dostaję, bo to oznacza, że ludziom podoba się to, co robię. Cieszę się za każdym razem, gdy mogę rozłożyć się z moimi materiałami na dywanie, choćby dlatego, że w końcu mam na to czas. I cieszę się, gdy uda mi się skończyć daną kartkę. Wtedy przeważnie siadam i patrzę na nią tak z pół godziny. I wtedy przeważnie przestaję się cieszyć… Bo po pierwsze zaczynam się martwić czy się spodoba, a po drugie uświadamiam sobie ogrom sprzątania, jaki zostaje po tej radosnej atmosferze.
Mogę za to bez namysłu powiedzieć, które zamówienie, może nie tyle sprawiło mi najmniej radości, ale najbardziej mnie zmęczyło… Stanowczo zaproszenia ślubne.

Ile czasu zajmuje Ci wykonanie takich rzeczy?

O… To zależy od wielu czynników. Od tego, jaki jest termin wykonania zamówienia, jakie to zamówienie, z jakich materiałów jest wykonana dana praca, czy mam na nią pomysł czy nie i w jakim stopniu mój pomysł jest w stanie się pokryć z rzeczywistością… Bo to też nie zawsze tak kolorowo wygląda ;) Najszybciej wykonana przeze mnie kartka to taka w około 1,5 godziny… Najdłużej – pewnie około 4 dni.

Skąd czerpiesz pomysły na swoje dzieła?

Dzieła… To trochę za dużo powiedziane ;) Chociaż miło coś takiego usłyszeć.
Z głowy. Przeważnie wpadam na pomysł już w momencie, gdy ktoś składa mi zamówienie. Staram się pytać zainteresowanego, czego sobie życzy, do jakiej ceny mogę się rozpędzić, albo sugerować różne opcje, ale najbardziej lubię, gdy ktoś mi mówi, żebym zrobiła jak uważam i że on mi ufa. Wtedy nic nie ogranicza mojej wizji, a to lubię najbardziej. Chociaż zawsze zostaje dreszczyk niepewności, czy aby na pewno trafię w czyjś gust.

Czy korzystasz z materiałów, np. gazet, które zawierają instrukcję jak wykonać daną kartkę itp.?

Nie. Nawet nie wiem czy takie gazety istnieją. Jeśli oglądam prace innych to raczej w celu zobaczenia nowych technik, materiałów czy stylów, albo po prostu żeby wyjść z własnej pychy. Niestety… Komplementy są miłe, ale zgubne. A ja wolę mieć świadomość, że jeszcze dużo muszę się nauczyć niż zatracić się w myśleniu, jaka jestem świetna w tym, co robię. Poza tym… Nie sztuką jest coś skopiować. Zawsze mam świadomość tego, że jeśli ktoś prosi mnie o wykonanie danej rzeczy to dlatego, że chce żeby to było coś wyjątkowego, żeby osoba, która to dostanie wiedziała, że jest ważna, że komuś na niej zależy, albo żeby po prostu miała ciekawą pamiątkę, której nikt inny nigdy jej nie da. Na tym polega cały urok rzeczy ręcznie robionych. Czasami sama dziwię się, ile ludzie są w stanie zapłacić za świadomość, że to, co trzymają w ręku to unikat. I niejednokrotnie wydaje mi się szaleństwem, gdy po wypowiedzianej przeze mnie cenie słyszę: Tylko tyle? Za coś takiego? To chyba zawsze będzie dramat każdego, kto zajmuje się jakimkolwiek rękodziełem… Jak to wycenić? Gdzie jest granica między tym, żeby cenić siebie samego i to, co się robi, żeby nie było tylko tak, że zwraca się za materiały, a tym żeby jeszcze jakiś szaleniec (w dobrym tego słowa znaczeniu) chciał to kupić? ;)

Tags:

1 komentarze